SŁOWO WSTĘPNE

Być człowiekiem, znaczy przetwarzać. Być człowiekiem to produkować. Być człowiekiem to odrzucać, co niepotrzebne: krzemienne łupinki, strzaskane naczynia, foliowe torebki, wypalone paliwo jądrowe. Nasza historia to szlak wytyczony przez śmieci. Szlak trwalszy od samej ludzkości - wszak człowiek rozkłada się szybciej.

Minęło niemal sto lat, odkąd Brud pochłonął ostatnie zorganizowane ludzkie enklawy. Większość powierzchni globu, której nie zalał ocean, strawiło na proch bezlitosne słońce. Resztę pożarły popychane przez wiatry barchany dawnych megawysypisk. Rzeki spłynęły kwasem i rdzą, miasta rozpadły się w gruzy. A życie? Życie robi swoje - adaptuje się. Oswaja toksynę, zespala się z mikroplastikiem i przyjmuje wszelkie skażenie jako część siebie. Ziemia odradza się w Wynaturze.

Osierocone przez cywilizację, nieliczne ludzkie społeczności również próbują znaleźć swoje miejsce w tym nowym świecie. Gnijący dorobek tysięcy lat kolektywnego rozwoju staje się pożywką dla legend, a gdzie gaśnie światło nauki, w blasku ogniska odradzają się gusła i magia. W ciemności zaś stare strachy przyjmują nowe kształty.

BESTIARIUSZ WYNATURZONY

GRUZAŁKA


“Damy ci wody, damy mięsiwa
Prądu pod wyczerpane ogniwa
Miło z nami noc ci upłynie
Nie obudzisz się w ruinie”

Kto przed zmrokiem nie zdążył do osady powrócić, niech się ma na baczności. A kto na dodatek znużon długą podróżą, niech się strzeli po gębie dwa razy i napcha silikonu w uszy, by nie usłyszeć Gruzałek. Oto powabne, a krzepkie dziewczynyrozsiadły się przed chatą jakby ze snu, murowaną, co szkło ma w oknach, a za nimi ciepłe światło elektrycznej natury. Zapraszają podróżnych w swoje skromne progi, obiecując czystą wodę, jadło i naładowane ogniwa na wymianę. Kto głupi na tyle, by wierzyć, że są jeszcze tacy ludzie piękni albo i domy, i próg przekroczy, ten słońca już oglądać nie będzie.

Demony te urzędują po zmierzchu w zgliszczach budynków wzniesionych jeszcze przez Dawnych Ludzi. Wokół swojego gniazda rozsiewają toksyczną chmurę - mówią, że pył azbestowy - która tak ludziom zmysły kotłuje, że w ruinach widzą nietknięte domostwa, a w demonach piękne kobiety o grubych, czarnych włosach i skórze szarej jak niebo. O brzasku jednak panny rozsypują się na powrót w gruzowisko, z którego powstały, grzebiąc pod sobą nieszczęśnika, który noc z nimi spędzał.

Kto chce z rozmysłem do gniazda Gruzałek się udać, ten już co prawda nie zmądrzeje, ale niech w filtry na toksynę się zaopatrzy i trzyma przy piersi coś z lat minionych, co cudem w ruinę nie popadło, by demonom na czułej strunie zagrać i tymże osłabić. Walka ze stadem rozjuszonych Gruzałek przypomina taniec, a to przez konieczność nieustannego unikania betonowych kawałów ciskanych przez demonice. Jeśli komu jednak uda się wystarczająco długo kroku im dotrzymać, ten doczeka szczęśliwego finału - wszak każdy pocisk rzucony przez Gruzałkę to kawał jej ciała.

SZKŁOBUK


“Idzie Grześ przez wieś
Worek piasku taszczy
Czekaj Grzesiu, czekaj
Damy ci po paszczy
Wiemy od Szkłobuka
Co z ciebie za sztuka”

Mało jest w Wynaturze istot, co na ludzkie życie nie dybią. Jednym z wyjątków jest Szkłobuk, chociaż i on ma swoje sposoby, by za skórę zaleźć. Demon ten niesłusznych rozmiarów, podobny jest do koguta, chociaż większy i przede wszystkim z potrzaskanego szkła uformowany, co mieni się w słońcu kolorowo jak woda olejem maszynowym zaprawiona.

Starzy gadają, że Szkłobuki najkolorowsze z miast wielkich się po świecie rozlazły - tam, gdzie stały niegdyś szklane wieże i świątynie o kolorowych oknach. A że miejsca pełne te były ludzi, co o to tylko dbali, by sobie nałapać, a innym jak najmniej oddać, tedy i demony łase są na cudzy dobytek. Jeśli zatem z domów znikać zaczynają drobnostki wartościowe, a zwłaszcza błyszczące, może to znaczyć, że Szkłobuk pałęta się po okolicy i kradnie. Zdobycze znosi do gniazda i wysiaduje niczym jaja, z których czasem i coś się wykluje. Demon bowiem, umościwszy się w słońcu, zgarnia jego promienie jak soczewka, pod kuprem skupia i niczym w piecu skarby przetapia w pisklęta.

Złapać Szkłobuka nijak, bo się człowiek ostrymi piórami poharata, a rany szkłobukowe babrzą się brzydko. Gniazda będzie bronił zaciekle. Najlepiej jest się na ptaka zasadzić w kwaśną pogodę, kiedy opad mu o pióra dzwoni i demona ogłusza. Zręcznym ruchem rozbity, rozpada się Szkłobuk na szklane okruchy, które cenione są jako amulety przynoszące bogactwo. Ale i po śmierci chciwych ukarać potrafi - kto gniazdo splądruje, a nie dość skradzionej zawartości właścicielom odda, ten szybko odkryje, że jego łup w piach się rozsypał.

SKAŻENICE


“A gdyby tak wieżę zbudować, naczelniku? Taką fest, w ciul wysoką, i z niej rytuał jaki pogrzebowy odprawić, widoczny na całe opole. Może by nam te Skażenice wtedy spokój dały?”

Powiadają, że świat niegdyś wielki był i tłoczny, ale rozbił się w drzazgi i tylko skrawki po nim zostały. A my na nich, odłamek rodu ludzkiego. Jak miliony szczezły, tak bez pochówku godnego wśród śmiecia zostały, a wiadomo przecie, że nic tak ludzkiej duszy nie urąga i spokoju jej zaznać nie pozwala. Duchy co gwałtowniejszej natury tak już po latach złością kipią, że ścierwo ich doczesne z pobliskim odpadem się plącze i straszyć zaczyna jako Skażenica.

Skażenice wszelkich gatunków łączy nienawistna natura i rozmiłowanie w psotach okrutnych, oraz fizjonomia najnędzniejsza. Niby to ludzka, ale potwornie wychudła, dziobata i pokrzywiona, nierzadko kaleka. Zależnie zaś od tego, jaka śmierć je spotkała i gdzie martwe padły, różnią się od siebie mocą i behawiorem.

Kwaśnice zasiedlają dna rdzawych strumieni i tęczowych od oleju sadzawek. Czają się przy brzegach i czekają na pechowca, co przybędzie cysterny do filtracji napełnić. Zbliży się tylko, to wodą brudną plują, a tak celnie, że skórę wypala i dyzynterią jelita nicuje. Gałganica z kolei pałęta się po drogach pod postacią babki okutanej i przygarbionej tobołem taszczonym na plecach. Kiedy jaki głupiec współczuciem zdjęty, a niespostrzegawczy, pomoc zaoferuje, Gałganica go przytomności pozbawia i z całej garderoby ograbia. Co odświętniej ubranych z zazdrości szmatą zadusza na śmierć. Najsroższe jednak, ale szczęściem i najrzadsze, są Promienice. Skażone najbardziej, bo atomową mocą przebrzydłą, jednym dotykiem sprawiają, że ofiara gnić od środka zaczyna. Samym spojrzeniem rany stare na ciele otwierają, co goić się już nie chcą, chyba, że się kto przez miesiąc szpikiem żywił będzie i krwią. Promienice pojawiają się znikąd, kiedy słońce popołudniowe między uranem i plutonem pięć minut odlicza. Śmierć niosą, a potem na pół się rozpadają na wietrze. Mówią, że by pozbyć się ohydnego rodu Skażenic z okolicy, należy odszukać ich szczątki doczesne i do grobu godnego złożyć, a zajadłego oporu się spodziewać.

ZŁOMOWY


“A mamcia mówi, że Kazia już nie ma, bo swojego kąta w izbie nie sprzątał. To Złomowy przyszedł i zabrał go na zawsze na Stare Brudy!”

Co pradziady nasze przed brudem zdziczałym ocaliły, albo cośmy sami Wynaturze wydarli i uprzątneli, to nasze. Starczy jednak osadę opuścić, a szlakiem wytyczonym nie podążać, by na łasce innego starosty się znaleźć. Jego są i rzeki ołowiane, i pustkowia foliowe, i pagóry co zęby rdzawe szczerzą do nieba, i wszystko, co za nimi. Stwór każdy, co się w nich gnieździ, pod jego opieką i poruczeniem stoi. Zwie się on Złomowym i pierwszy się ze Starych Brudów wyłonił, co świat pożarły i wypluły skażony.

Demon sylwetką jest człowiekowi podobny, ale jak trzech chłopów wysoki, acz chudy, i z wszelkiego śmiecia do kupy poskładany. Pazury ma długie, z ostrej stali albo i czego twardszego wykute, ramiona potężne jako wysnięgniki maszynowe, a serce podobno samiuśkim uranem mu bije. Złomowy każdym nieczystym żywiołem włada - i toksyną chemiczną, i niewidocznym atomem, i odpadem wszelkiej faktury po równo. Najgorsze jednak, że po ludzku jest rozumny, a przez to kapryśny.

Łowcy gadają, że im do kryjówek zagląda i wodę w zbiornikach zakwasza. Podróżnym ścieżki plącze albo szumem jakby mowy ludzkiej w dzicz wyprowadza i bestiami szczuje, czasem i na śmierć. Inni z kolei powiadają, że im się na drodze w postaci starca wyniosłego, a bladego i parchatego objawił, ale krzywdy nie uczynił. Nikt się jeszcze nie odważył w polu stawić Złomowemu czoła, a mądrze, bo to jak z całą Wynaturą w szranki stawać. Szczęściem od siedzib naszych trzyma się z dala, bo schludne - a gdzie nieczystości brakuje, tam Złomowy żywotność jakby traci. Znać tylko, że w pobliżu chadzał, kiedy ziemia na polach plastyki rodzi.